054. Young Karen - Przypadki ...

Indeks
054. Young Karen - Przypadki Rodziny O'Connor 01 - Róże i deszcz, anius220, książki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KAREN YOUNG
RÓŻE I DESZCZ
PROLOG
W łazience kłębiła się para, nasycona mocnym zapachem różanego płynu do kąpieli. Nie
otwierając oczu, Shannon O'Connor skierowała na siebie strumień ciepłej wody, żałując, że
nie może w ten sposób spłukać niczego oprócz brudu i zmęczenia podróżą do Atlanty.
Pomyślała, że dobrze byłoby mieć eliksir, który w jednej chwili usunąłby z jej głowy
okropne szczegóły zbrodni.
Niestety, pamiętała je bardzo wyraziście.
Kiedy przymierzała się do pisania, rozważała najróżniejsze ujęcia tematu. Jak zwykle przed
napisaniem artykułu, słowa krążyły w jej umyśle dziennikarki niczym makaronowe literki w
zupie, dopóki wreszcie nie ułożyły się w ciąg taki, jak chciała. Wyobrażała sobie, jakie wrażenie
zrobi ta historia na czytelnikach "Sentinela", którzy sięgną po gazetę nad filiżanką porannej
kawy. No, jeszcze nie jutro, bo na razie brakuje jej kilku ogniw, ale za dwa, trzy dni.
- Tak! - szepnęła z podnieceniem i zakręciła kran.
Zdecydowanie materiał na pierwszą stronę. Naczelny będzie piał z zachwytu. Dała do
zrozumienia Ernie'emu Pattonowi, żeby spodziewał się czegoś nadzwyczajnego, no i proszę,
takim tekstem na pewno nie sprawi mu zawodu. Chyba powinna była najpierw nieco
wprowadzić szefa w zagadnienie, ale uwielbiała podrzucać mu smakowite kąski znienacka.
Odsunęła szklane drzwi, wyszła spod prysznica i sięgnęła po ręcznik. Nagle znieruchomiała,
wydało jej się bowiem, że usłyszała dziwny dźwięk. Odczekała chwilę, a potem wzruszyła
ramionami i wycierała się dalej. Płoszy się bez powodu. Ale po tym, co było w Atlancie
Włożyła luźną bawełniana koszulkę, majteczki bikini i wyszła z łazienki. Była wykończona, a
właściwie przede wszystkim przybita. Kto by nie był? Spojrzała na stronice swojego dziennika,
rozłożonego na biurku. Czasem sprawy nabierały innego wymiaru, kiedy zamieniała myśli w
słowa. Pamiętając o tym, usiadła, wzięła do ręki pióro, wstawiła datę w lewym górnym rogu i
zaczęła pisać.
Z
mikroskopijnego ziarna podejrzenia, omal przeze mnie niezauważonego, wyrosła historia
oszustwa
i
wygórowanych ambicji,
w
którą trudno uwierzyć. Nie będę wchodzić
w
szczegóły,
póki tekst nie ukaże się
w
druku. Ale sekrety, jakie noszą
w
sobie ludzie, nie przestaną mnie
zadziwiać. Czyżby treścią życia wszystkich, nawet tych, których o to najmniej się podejrzewa,
było ukrywanie popełnionych błędów i niewłaściwych decyzji? I czyż nie budujemy sobie przez to
więzień równie przerażających jak te ze stalowymi kratami i ciężkimi ryglami? Tekst, nad którym
pracuję jest smutnym komentarzem do wielu zjawisk: strach może być przyczyną czyjegoś
uwięzienia, zbyt wygórowana ambicja może stać się przekleństwem, zawiedziona miłość może ...
Zawahała się, niepewna, jak wyrazić myśl. W tym przypadku, w tej konkretnej ofierze było
coś, co skłaniało Shannon do utożsamienia się z nią. Miała wrażenie, że jej zmysły chłoną
bezmiar upokorzenia, bólu i upadku, jakiego doznała tamta kobieta, nim śmierć zabrała ją na
zawsze. Dlaczego jednak czuła tak osobiste zaangażowanie w sprawę, o której pisała, nie umiała
dociec. Było to wystarczająco niezwykłe, by wzbudzać niepokój. Patrząc na napisane do połowy
zdanie, próbowała jakoś pozbyć się tego uczucia. Nagle bez żadnego sensownego powodu
poczuła strach. Włosy zjeżyły jej się na karku. Odniosła absurdalne wrażenie, że nie jest w domu
sama. Czyżby rzeczywiście przedtem słyszała jakiś dziwny dźwięk, czy też trącił coś kot
sąsiadki? Czasem zdarzało mu się wśliznąć do domu Shannon, gdy otwierała drzwi. A dziś była
obładowana: miała torbę z gotowym chińskim daniem, torebkę, dyktafon i żakiet na chłodne-
marcowe wieczory. Kot mógł bez trudu niepostrzeżenie przemknąć do środka. Shannon
zmierzyła wzrokiem przenośny telefon na , stoliku przy łóżku. Może zadzwonić pod 911? Ale
jeśli to naprawdę tylko kot? Albo wiatr? Wieczór jest przecież wietrzny i paskudny.
Podeszła do stolika i wzięła aparat. W razie potrzeby zawsze może zadzwonić na policję.
W korytarzu było ciemno jak w grobowcu. I na schodach też. Shannon nie znosiła
ciemności. Cierpiała na tę fobię od najmłodszych lat i bardzo ciężko pracowała nad jej przezwy-
ciężeniem, lecz ciągle bez powodzenia. W zdobywaniu materiałów była nieustraszona: robiła
wywiady z wielokrotnymi mordercami, demaskowała skorumpowanyh polityków, pytaniami
zbijała z tropu osiłkowatych demonstrantów ze związków zawodowych· i czaiła się po
zaułkach, żeby zasięgnąć języka u informatorów, którzy równie dobrze mogli poderżnąć jej
gardło. A jednak ciemności się bała.
Przysunęła się do kontaktu i nacisnęła pstryczek. Światło zalało korytarz, a jej oczom ukazał
się Clarence, kot sąsiadki. Nakryte na myciu łapy zwierzę spojrzało na nią obojętnie i znów
zajęło się toaletą. Shannon z trudem przełknęła ślinę, roześmiała się nerwowo i na chwilę oparła
o ścianę, czując, że ma nogi jak z waty.
- Wynoś się, szelmo - powiedziała cicho. Położyła telefon na podłodze, podniosła kota z ziemi
i ruszyła na dół. Skrzywiła się nieco, gdy stwierdziła, że i tam jest ciemno. Zwykle zostawiała na
noc światło w pobliżu barku, który oddzielał kuchnię od salonu, tym razem jednak musiała o tym
zapomnieć. Zawadziła stopą o coś pękatego. Torebka. Leżała na podłodze w miejscu, gdzie
upuściła ją po wejściu do domu.
Dotknęła kontaktu na ścianie, ale nic się nie stało. Natychmiast oblała się zimnym potem. To
światło powinno się zawsze palić! Clarence wiercił się jej na rękach, usiłując zeskoczyć na
ziemię. Puściła go i śmignął w stronę kuchni. Jeden skok w stronę tylnych drzwi i już go nie
było.
Shannon, wrośnięta w ziemię, wytrzeszczyła oczy. Szklana szybka w pobliżu zamka była
wytłuczona, odłamki szkła zasypały podłogę. Do wnętrza wnikała struga zimnego powietrza.
Ułamek sekundy wystarczył, by uprzytomniła sobie niebezpieczeństwo. Odwróciła się raptownie
z zamiarem dopadnięcia frontowych drzwi. I wtedy go zobaczyła.
Rzucił się na nią z mroku. Serce jej zamarło, nie mogła nic zrobić, nawet krzyknąć. Pierwsze
uderzenie cisnęło ją o ścianę. Po następnym ujrzała gwiazdy w oczach. Za trzecim razem osunęła
się na kolana i upadła.
Ból przeszywał jej wnętrzności, szarpał kończyny, rozrywał głowę. Ten człowiek chce ją
zabić. Pojęła to w ostatnim przebłysku świadomości. Mężczyzna głośno krzyczał. Traciła
przytomność i słowa były tylko słowami. Dźwiękal11i bez znaczenia. Nagle zacisnął dłonie na
jej szyi. Światła i dźwięki zaczęły się zlewać, przechodziły jedne w drugie, jak w dziwacznym
kalejdoskopie. Stawiała coraz słabszy opór. Rzeczywisty był tylko ból.
A po chwili stało się to, czego się zawsze lękała: pochłonęła ją ciemność.
ROZDZIAŁ 1
Po powrocie z Atlanty Nick Dalton stwierdził, że czeka na niego nowa sprawa. Przyjrzał się
pojedynczej kartce, przypiętej na wierzchu teczki, walcząc z falą bezsilności i znużenia, która
nachodziła go po każdym nowym przypadku tej serii. Pierwsze słowa informacji nabrały sensu:
"Melissa Ann Morgan, płci żeńskiej, lat trzynaście, rasy białej, zaginęła 23 grudnia 1993 roku "
Nick odchylił głowę do tyłu. Tylko tego mu jeszcze brakowało. I tak miał za sobą morderczy
dzień. Wstał o świcie, żeby dojechać w porę do Atlanty, potem przez sześć męczących godzin
przekopywał federalne i stanowe akta w poszukiwaniu śladów - czegokolwiek, co wiązałoby
Savannah lub kogoś z mieszkańców tego miasta z najbardziej parszywym przypadkiem, jaki się
tu zdarzył, w każdym razie za czasów jego służby na stanowisku szefa komórki śledczej. Nie
znalazł niczego.
Krzywiąc się, przełknął jeszcze jeden łyk gorzkiej kawy.
Była dziesiąta wieczorem, najwyższy czas zbierać manatki. Należało wrócić do domu i zostawić
robotę do następnego dnia. Ta sprawa nijak nie chciała ruszyć z miejsca. Prawdę mówiąc jednak,
nie bardzo miał po co jechać do domu. Jedynym powodem był właściwie Jake, a w tej chwili do
poprawienia nastroju potrzebował czegoś więcej niż tylko kocura z poszarpanymi uszami. Z
doświadczenia wiedział, że nic nie oderwie jego myśli od ponurych realiów sprawy. Westchnął i
zmarszczywszy brwi znów skupił uwagę na informacji.
"Jasne włosy, niebieskie oczy, wzrost metr czterdzieści osiem, liczne blizny na przegubach
prawej i lewej ręki ... " Zaklął pod nosem, raptownie odjechał na krześle od biurka i przesunął
dłonią po twarzy. Ta trzynastolatka, ta mała dziewczynka próbowała samobójstwa przynajmniej
raz.
Od okna za jego plecami dobiegł łoskot staroświeckich okiennic, szarpanych podmuchami
marcowego wiatru. Zapowiadany chłodny front atmosferyczny nadszedł z wielką siłą. Nick
odwrócił się razem z krzesłem i spojrzał zamyślonym wzrokiem na zalane deszczem szyby. Co
mogło doprowadzić takie dziecko do próby samobójstwa? Czy stało się to, zanim wciągnięto je
w prostytucję, czy potem? Jak okropny w porównaniu z piekłem ulicy był dom, z którego
dziewczynka uciekła?
Z powrotem przysunął krzesło do biurka, wyciągnął z teczki czarno-białą fotografię i dołączył
ją do pozostałych, rozłożonych przed nim w równym rzędzie.
Melissa Ann Morgan. Trzynaście lat. Boże.
Gdzie jesteś, Melisso Ann? Czy mama wie, co ty wyrabiasz, dziewczynko?
Wstał i zapatrzył się na szereg fotografii. Jedenaście nieletnich dziewcząt. Jedenaście
zaginionych w sześciu miastach Georgii, w tym dwie w samym Savannah. Wszystkie od czasu
do czasu widywano; wiele wskazywały na to, że są wplątane w dziecięcą prostytucję, do żadnej'
jednak nie udało' się dotrzeć. I ani cienia przyzwoitego dowodu, który umożliwiłby znalezienie
klucza do tej zagadki. Boże, miał tego po uszy, doprowadzało go to do ...
- O, Nick, wróciłeś. - Do pokoju wszedł Ed Raymond, wnosząc zapach deszczu i wilgotnego
powietrza. Zdjął Z ramion mokry płaszcz przeciwdeszczowy i cisnął go na jedno z dwóch krzeseł
obitych zielonym plastikiem, stojących przed biurkiem Nicka.
- Widziałeś gazetę?
Nick podniósł wzrok, jednocześnie zgarniając zdjęcia. - "Sentinela"? Nie. A co tam
takiego?
- Wkurzysz się jak rzadko, szefie. Znowu Shannon O'Connor.
- Ed wycofał się i ruszył do swojego pokoju po drugiej stronie korytarza, rozpylając dookoła
mnóstwo deszczowych kropli, strząśniętych dłonią z krótkich włosów. Po chwili wrócił
trzymając złożoną gazetę. Cisnął ją na biurko Nicka.
- Ależ się wstrzeliła, Nick. Czy ona ma kryształową kulę, czy co?
Gniewnie pochrząkując, Nick wziął gazetę, musiał jednak ją rozłożyć, by przeczytać tytuł.
Nim dojechał do końca pierwszego akapitu, już cicho przeklinał, nie wierząc własnym oczom.
Kończąc artykuł, kipiał ze złości.
- Jak ona na to wpadła? - spytał, przeszywając Eda przenikliwym spojrzeniem szarozielonych
oczu.
- Wiem tyle samo co ty -, odparł Ed ze wzruszeniem ramion.
Nick zaklął, wstał i odepchnął krzesło tak, że uderzyło o ścianę.
- Do diabła, czy ty wiesz, co to znaczy! Spaprała miesiące naszej roboty, opowiadając całemu
cholernemu światu, że mamy namiary na siatkę nastoletnich prostytutek, kierowaną z Savannah.
- Właśnie przypuszczałem, że tak to odbierzesz. - Ed opadł na wolne krzesło i założył nogę na
nogę. - Ponieważ byłeś akurat w Atlancie, więc sam do niej wpadłem. Wiedziałem, że będziesz
chciał odkryć źródło jej informacji.
- Kto to jest, do cholery?! Powieszę ...
- Nie było jej w domu, Nick. Ale nawet gdybymją zastał, to obaj wiemy, że nie zdradzi źródła
Ona potrafi milczeć jak grób.
Nick znowu przeszył podwładnego gniewnym spojrzeniem.
- Masz jakieś pomysły?
- Żadnych.
Przystanąwszy koło biurka, Nick ponownie wziął do ręki gazetę·
- Dlaczego z nikim nie pogadała przed zrobieniem takiej wystawy na pierwszej stronie? Czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hadwao.keep.pl
  •  
     
    Odnośniki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates