112. Mallery Susan - Za głosem ...

Indeks
112. Mallery Susan - Za głosem serca, Ebooki, Orchidea
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
USAN
M
ALLERY
ZA GŁOSEM
SERCA
ROZDZIAŁ 1
Mamo, popatrz!
Liana Archer oderwała wzrok od ksi
ĢŇ
ki i spojrzała przez okr
Ģ
głe okienko samolotu.
Zobaczyła szafirowe niebo, o
Ļ
lepiaj
Ģ
ce sło
ı
ce oraz grupk
ħ
je
Ņ
d
Ņ
ców na koniach.
- Uspokój si
ħ
, Bethany - zwróciła si
ħ
z roztargnieniem do córki. - To tylko...
Urwała i otworzyła szeroko oczy. Je
Ņ
d
Ņ
cy w siodle? Kiedy pilot oznajmił, i
Ň
odlec
Ģ
z
drobnym opó
Ņ
nieniem, s
Ģ
dziła,
Ň
e chodzi o jakie
Ļ
błahe usterki techniczne lub obecno
Ļę
innego samolotu w ich przestrzeni powietrznej. Nawet jej przez my
Ļ
l nie przeszło,
Ň
e mogliby
zosta
ę
zaatakowani przez tubylców.
Przygarn
ħ
ła mocniej do siebie dziewi
ħ
cioletni
Ģ
córeczk
ħ
.
- Wszystko w porz
Ģ
dku - zapewniła j
Ģ
ze spokojem, którego nie czuła.
Kto
Ļ
spo
Ļ
ród pasa
Ň
erów tak
Ň
e zauwa
Ň
ył grupk
ħ
m
ħŇ
czyzn na koniach. Wiadomo
Ļę
w
mig obiegła cały samolot. Kilka kobiet podniosło krzyk. Liana poczuła,
Ň
e serce wali jej jak
młotem i powoli zaczynało jej brakowa
ę
tchu. Przez moment wydawało jej si
ħ
,
Ň
e zaraz
umrze. Czemu co
Ļ
takiego musiało j
Ģ
spotka
ę
? Przecie
Ň
zapewniano j
Ģ
,
Ň
e El Bahar to
najbezpieczniejsze pa
ı
stwo na
ĺ
rodkowym Wschodzie, a jego król to m
Ģ
dry, szlachetny
monarcha, kochany przez poddanych. Uwierzyła w to. Inaczej nigdy by si
ħ
nie zdecydowała
na tak radykalny krok jak przenosiny na drugi koniec
Ļ
wiata. Co si
ħ
stało?
Nim zd
ĢŇ
yła odpowiedzie
ę
sobie na to pytanie, je
Ņ
d
Ņ
cy dopadli samolotu i okr
ĢŇ
yli go.
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi z przodu, a potem niskie, gardłowe głosy napastników
wkraczaj
Ģ
cych na pokład.
Tul
Ģ
c kurczowo córk
ħ
, wcisn
ħ
ła si
ħ
w fotel. Co za szcz
ħĻ
cie,
Ň
e siedz
Ģ
w tyle kabiny.
Poszukała wzrokiem klapy awaryjnego wyj
Ļ
cia. Gdyby udało si
ħ
j
Ģ
otworzy
ę
, mo
Ň
na by
spróbowa
ę
ucieczki.
- Mamo? - dr
ŇĢ
cym głosem odezwała si
ħ
Bethany, zwracaj
Ģ
c ku niej pobladł
Ģ
twarz. -
Czy oni nas zabij
Ģ
?
- Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e nie. - Odgarn
ħ
ła córeczce z czoła jasn
Ģ
grzywk
ħ
, a potem pocałowała
j
Ģ
w policzek. - Musi by
ę
na to sensowne wytłumaczenie i my...
Kilku wysokich,
Ļ
niadych m
ħŇ
czyzn, w długich d
Ň
ellabach i zawojach na głowie
wkroczyło do głównej kabiny. Wygl
Ģ
dało na to,
Ň
e kogo
Ļ
szukaj
Ģ
.
- O co wam chodzi? - Pasa
Ň
er w szarym garniturze podniósł si
ħ
z miejsca. - Je
Ň
eli
chcecie wzi
Ģę
zakładników, wypu
Ļ
cie chocia
Ň
kobiety i dzieci.
Oni jednak nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi, tylko poszli dalej szerokim
przej
Ļ
ciem mi
ħ
dzy fotelami. W połowie kabiny zatrzymali si
ħ
. Jeden z nich nachylił si
ħ
nad
młod
Ģ
kobiet
Ģ
i zmusił szarpni
ħ
ciem, by wstała. Nast
Ģ
piła krótka wymiana zda
ı
, której Liana
nie dosłyszała, a potem wyprowadzono pasa
Ň
erk
ħ
.
Po ich wyj
Ļ
ciu wybuchła panika; kto
Ļ
krzyczał przera
Ņ
liwie. Liana trz
ħ
sła si
ħ
jak w
gor
Ģ
czce. Dobry Bo
Ň
e, co to wszystko ma znaczy
ę
? Pomy
Ļ
le
ę
tylko,
Ň
e przyj
ħ
ła prac
ħ
w El
Baharze, gdy
Ň
uwielbiała ksi
ĢŇ
ki, których bohaterami byli romantyczni szejkowie. Jednak
dramatyczne przygody z ich udziałem wygl
Ģ
dały interesuj
Ģ
co jedynie w powie
Ļ
ci. Natomiast
w prawdziwym
Ň
yciu okazały si
ħ
przera
Ň
aj
Ģ
ce.
- Prosz
ħ
o cisz
ħ
!
Władczy, m
ħ
ski głos, wybił si
ħ
ponad okrzyki rozhisteryzowanych pasa
Ň
erów. Liana
spojrzała na człowieka stoj
Ģ
cego na przedzie kabiny. Był wy
Ň
szy ni
Ň
jego towarzysze i
przystojny. Gdy odchylił poł
ħ
szaty, dostrzegła błysk pistoletu w kaburze. Spróbowała
pocieszy
ę
si
ħ
my
Ļ
l
Ģ
,
Ň
e je
Ļ
li maj
Ģ
zgin
Ģę
od kuli, b
ħ
dzie to przynajmniej szybka
Ļ
mier
ę
.
- Bardzo pa
ı
stwa przepraszam za te chwile strachu - powiedział m
ħŇ
czyzna. - Paru
młodszych towarzyszy posun
ħ
ło si
ħ
troch
ħ
za daleko. Za bardzo wzi
ħ
li sobie do serca swoje
role. Tymczasem, zgodnie z moimi instrukcjami, mieli pa
ı
stwo zosta
ę
wcze
Ļ
niej o wszystkim
uprzedzeni.
Tu przerwał i skłonił si
ħ
nisko, a kiedy si
ħ
wyprostował, jego twarz opromieniał
czaruj
Ģ
cy u
Ļ
miech. Liana, cho
ę
roztrz
ħ
siona, nie mogła oprze
ę
si
ħ
refleksji,
Ň
e taka uroda u
m
ħŇ
czyzny powinna by
ę
prawnie zakazana.
- Jestem Malik Khan, nast
ħ
pca tronu El Baharu. Witajcie w moim kraju. To, czego
byli
Ļ
cie pa
ı
stwo
Ļ
wiadkami, to nie było porwanie. Nie groziło wam te
Ň
Ň
adne
niebezpiecze
ı
stwo. Młoda Amerykanka, zatrudniona w moim pałacu, za
Ň
yczyła sobie, by jej
narzeczony „odbił" j
Ģ
z samolotu. Uznała,
Ň
e to b
ħ
dzie bardzo romantyczne, je
Ļ
li zostanie
porwana przez grup
ħ
je
Ņ
d
Ņ
ców. - Ksi
ĢŇħ
Malik wskazał w lewo. - Mog
Ģ
pa
ı
stwo sami
zobaczy
ę
, jaka jest szcz
ħĻ
liwa,
Ň
e sprawy przybrały taki obrót.
- Widzisz co
Ļ
? - wyszeptała Bethany, wci
ĢŇ
kurczowo przytulona do matki.
Liana wyci
Ģ
gn
ħ
ła szyj
ħ
i spróbowała zobaczy
ę
co
Ļ
przez okienko. Pasa
Ň
erk
ħ
,
wyprowadzon
Ģ
przed chwil
Ģ
z samolotu, trzymał w ramionach jeden z tubylców, a s
Ģ
dz
Ģ
c po
ich nami
ħ
tnym pocałunku, oboje byli w siódmym niebie.
- Całuj
Ģ
si
ħ
- uspokoiła córk
ħ
. - Jest tak, jak mówił ten człowiek. To wszystko było na
niby, tylko troch
ħ
przeholowali.
Bethany odetchn
ħ
ła z ulg
Ģ
i przytkn
ħ
ła sobie do boku dło
ı
matki.
- My
Ļ
lałam,
Ň
e serce wyskoczy mi z piersi. Liana u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
i pocałowała j
Ģ
w
policzek.
- Mnie te
Ň
si
ħ
tak zdawało, kochanie. Ale byłoby
Ļ
miesznie, gdyby nasze serca zacz
ħ
ły
skaka
ę
po podłodze. - Zamachała r
ħ
kami, imituj
Ģ
c rytmiczne podskoki.
Bethany zachichotała.
- Widz
ħ
,
Ň
e doszła ju
Ň
pani do siebie, młoda damo. Nie obawia si
ħ
pani wjecha
ę
do El
Baharu?
Liana i Bethany odwróciły si
ħ
jak na komend
ħ
. Ksi
ĢŇħ
zatrzymał si
ħ
przy ich fotelach.
Dziewczynka popatrzyła na niego z zaciekawieniem.
- Bardzo bym chciała zwiedzi
ę
El Bahar, ale musi pan obieca
ę
,
Ň
e nie b
ħ
dzie pan chciał
obci
Ģę
nam głów.
Ksi
ĢŇħ
mrugn
Ģ
ł do niej porozumiewawczo.
- Twoja głowa wygl
Ģ
da najlepiej na swoim miejscu. Obiecuj
ħ
ci,
Ň
e b
ħ
dziesz tu
bezpieczna. Gdyby kto
Ļ
próbował ci dokucza
ę
, powiedz mu,
Ň
e znasz osobi
Ļ
cie nast
ħ
pc
ħ
tronu, ksi
ħ
cia Malika.

ħ
kitne oczy dziewczynki otworzyły si
ħ
szeroko ze zdumienia.
- To pan jest prawdziwym ksi
ħ
ciem? Jak w tej bajce o Kopciuszku?
- Dokładnie tak.
M
ħŇ
czyzna przeniósł wzrok na Lian
ħ
. Przyoblekła twarz w uprzejmy u
Ļ
miech i wła
Ļ
nie
miała go zapewni
ę
,
Ň
e i ona jest ju
Ň
spokojna, gdy nagle ich spojrzenia si
ħ
spotkały.
Oczy ksi
ħ
cia były czarne jak niebo o północy, a ich przenikliwe spojrzenie zdawało si
ħ
wysyła
ę
pr
Ģ
dy do najbardziej odległych zak
Ģ
tków jej ciała. Cho
ę
Liana zawsze uwa
Ň
ała si
ħ
za
osob
ħ
niezwykle rozs
Ģ
dn
Ģ
i opanowan
Ģ
, nagły spazm przeszył jej ciało. Niewiele brakowało,
a poderwałaby si
ħ
z miejsca i zacz
ħ
ła błaga
ę
tego obcego m
ħŇ
czyzn
ħ
, by wzi
Ģ
ł j
Ģ
w ramiona i
pocałował... tu, na oczach wszystkich! Zupełnie jakby podano jej napój miłosny w zabójczej
dawce. Nie potrafiła wykrztusi
ę
słowa. Szczerze mówi
Ģ
c, ledwie była w stanie oddycha
ę
.
Na szcz
ħĻ
cie ksi
ĢŇħ
u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
tylko, po czym wrócił na przód kabiny.
- On jest super! - stwierdziła z zachwytem Bethany. - Poznałam prawdziwego ksi
ħ
cia.
Jest fajniejszy, ni
Ň
my
Ļ
lałam. I taki du
Ň
y. Czy uwa
Ň
asz,
Ň
e on jest przystojny, mamo?
- Tak, jest bardzo przystojny - przyznała Liana, której serce wci
ĢŇ
nie mogło powróci
ę
do dawnego tempa.
Obie z córk
Ģ
widziały, jak ksi
ĢŇħ
wychodzi wraz ze swoj
Ģ
Ļ
wit
Ģ
, a potem obsługa
zanikn
ħ
ła właz i samolot wolno podjechał do r
ħ
kawa. Nie min
ħ
ło par
ħ
minut i mo
Ň
na było
wysiada
ę
. Liana chwyciła podr
ħ
czny baga
Ň
i zamkn
ħ
ła ksi
ĢŇ
k
ħ
. Patrz
Ģ
c na okładk
ħ
,
pomy
Ļ
lała nagle,
Ň
e to, co spotkało bohaterk
ħ
powie
Ļ
ci, musiało chyba by
ę
zara
Ņ
liwe.
Przecie
Ň
ona sama na ułamek sekundy uległa urokowi egzotycznego ksi
ħ
cia.
To tylko chwilowe za
ę
mienie umysłu, powiedziała sobie, gdy stan
ħ
ły w posuwaj
Ģ
cej si
ħ
wolno kolejce po baga
Ň
e. To skutek długiej podró
Ň
y i by
ę
mo
Ň
e zbyt wielu kaw, które wypiła
na pokładzie samolotu. To jedyne sensowne wytłumaczenie nagłego i obezwładniaj
Ģ
cego
poci
Ģ
gu, jaki poczuła do obcego m
ħŇ
czyzny.
Czterdzie
Ļ
ci minut pó
Ņ
niej Liana i Bethany czekały na odpraw
ħ
celn
Ģ
. Liana zd
ĢŇ
yła
ju
Ň
doj
Ļę
do wniosku,
Ň
e niepotrzebnie tak si
ħ
przej
ħ
ła swoj
Ģ
dziwn
Ģ
reakcj
Ģ
. Była przecie
Ň
wtedy w szoku spowodowanym wtargni
ħ
ciem grupy obcych m
ħŇ
czyzn na pokład samolotu.
Wszelkie my
Ļ
li zwi
Ģ
zane z osob
Ģ
ksi
ħ
cia były nast
ħ
pstwem prze
Ň
ytej traumy i niczym wi
ħ
cej.
Kobiety jej pokroju nie gustuj
Ģ
przecie
Ň
w tego typu m
ħŇ
czyznach.
- Prosz
ħ
pani! T
ħ
dy, prosz
ħ
.
Wyrwana z rozmy
Ļ
la
ı
, Liana spojrzała na kr
ħ
pego m
ħŇ
czyzn
ħ
, który nachylił si
ħ
i
si
ħ
gn
Ģ
ł po jedn
Ģ
z jej walizek.
- Co pan robi? - zapytała ostro. - Niech pan tego nie rusza!
Odprawa celna odbywała si
ħ
w wielkiej klimatyzowanej hali, chłodzonej dodatkowo
wentylatorami, wiruj
Ģ
cymi u sufitu. Kolejka, cho
ę
długa, posuwała si
ħ
do
Ļę
szybko dzi
ħ
ki
sprawnej obsłudze. Porz
Ģ
dku pilnowali stra
Ň
nicy kr
ĢŇĢ
cy po
Ļ
ród tłumu. Ju
Ň
miała przywoła
ę
jednego z nich, gdy drobny m
ħŇ
czyzna skłonił si
ħ
przepraszaj
Ģ
co.
- Polecono mi zaprowadzi
ę
pani
Ģ
do krótszej kolejki - wyja
Ļ
nił, kład
Ģ
c r
ħ
ce na piersi. -
Ma pani małe dziecko i powiedziano mi,
Ň
e wolałaby pani jak najszybciej załatwi
ę
wszystkie
formalno
Ļ
ci. Prosz
ħ
za mn
Ģ
. - Wskazał na samotnego urz
ħ
dnika siedz
Ģ
cego za lad
Ģ
na drugim
ko
ı
cu hali.
- Czy to te
Ň
celnik? - zapytała Liana, zdziwiona brakiem jakiejkolwiek kolejki.
Podniosła wzrok i zobaczyła tabliczk
ħ
„Oficjalni go
Ļ
cie i rezydenci". - Chciałabym,
Ň
eby tak
było - rzekła z uprzejmym u
Ļ
miechem. - Niestety, nie jestem ani rezydentem, ani oficjalnym
go
Ļ
ciem. Ale oczywi
Ļ
cie bardzo dzi
ħ
kuj
ħ
za propozycj
ħ
.
M
ħŇ
czyzna zacisn
Ģ
ł usta. Miał ciemne oczy i rzadk
Ģ
bródk
ħ
. Ubrany był w doskonale
skrojony garnitur.
- Prosz
ħ
, madame. B
ħ
dzie pani mile widziana. U boku Liany wyrósł umundurowany
stra
Ň
nik.
- Wszystko w porz
Ģ
dku, prosz
ħ
pani. Staramy si
ħ
po prostu przyspieszy
ę
procedur
ħ
.
- Skoro pan tak uwa
Ň
a... - W głosie Liany zabrzmiała nuta pow
Ģ
tpiewania. Pozwoliła
jednak, by m
ħŇ
czy
Ņ
ni wzi
ħ
li jej baga
Ň
e i przeprowadzili j
Ģ
na drugi koniec sali.
- Czemu nie chciała
Ļ
przej
Ļę
do krótszej kolejki? - zapytała Bethany, ci
Ģ
gn
Ģ
c za sob
Ģ
podr
ħ
czn
Ģ
torb
ħ
. - Wolałaby
Ļ
tu czeka
ę
?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hadwao.keep.pl
  •  
     
    Odnośniki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates