06 - Smocze Werble

Indeks
06 - Smocze Werble, Ebook 14
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne McCaffrey
Smocze werble
Jest bardzo, bardzo wiele powodów,
dla których tę książkę dedykuje
(i najwyższy już na to czas)
Frederickowi H. Robinsonowi.
a bynajmniej ostatnim z nich nie jest fakt,
że to
ON
jest Mistrzem Harfiarzem
Rozdział 1
Piemura obudził dudniący grzmot wielkich bębnów, odpowiadały na jakąś wiadomość. Podczas
swojego pięcioletniego pobytu w siedzibie Cechu Harfiarzy nie przyzwyczaił się do tego hałasu, za każdym
razem przenikał go dreszcz. Może, gdyby bębny grały każdego ranka i zawsze brzmiały identycznie,
przyzwyczaiłby się na tyle, żeby go to nie budziło. Ale wątpił w to. Miał lekki sen. Kiedy pracował jako
pomocnik pasterza, nocami musiał nasłuchiwać, czy coś nie płoszy biegusów. Ta wyrobiona czujność często
wychodziła mu na dobre, jako że inni uczniowie z sali sypialnej nie mogli cichcem podkraść się do niego, żeby z
nawiązką odpłacić za wszystkie kawały. Często budził się, kiedy smoki przynosiły sekretnych gości do Mistrza
Harfiarza Pernu lub kiedy przyjeżdżał i odjeżdżał sam Robinton, który był niewątpliwie jednym z
najważniejszych ludzi na całym Pernie; miał niemal równie wielkie wpływy, jak F'lar i Lessa, Przywódcy Weyru
Benden. Zdarzało się też latem, kiedy noce były ciepłe, okiennice w głównej sali całkowicie złożone, że łowił
uchem fascynujące, prowadzone bez skrępowania rozmowy. Mistrzowie sądzili, że o tej porze uczniowie już
śpią, a nocne powietrze doskonale niosło głosy. Tak drobny chłopak jak on musiał wiedzieć więcej od innych, a
podsłuchiwanie mu w tym pomagało.
Kiedy o świcie próbował przysnąć, w głowie echem odbijał mu się łomot bębnów. Wiadomość przesłał
harfiarz Warowni Ista. Piemur nie miał pewności co do reszty wiadomości: coś o jakimś statku. Na szczęście ten
sposób przekazywania informacji nie był już tak powszechny, odkąd więcej ludzi miało jaszczurki ogniste, które
rozsyłali z wiadomościami po całym Pernie.
Zastanawiał się, kiedy dostanie mu się w ręce jakieś jajko jaszczurki ognistej. Menolly obiecała dać mu
je, kiedy już jej królowa. Piękna, odbędzie swoje gody. To miłe z jej strony, iż o tym pomyślała, dumał Piemur
zdając sobie sprawę, że Menolly może nie móc dysponować jajkami Pięknej wedle swoich życzeń. Mistrz
Robinton będzie chciał rozdać je tak, żeby przyniosły jak najwięcej korzyści siedzibie Cechu. A Piemur nie
mógł mieć mu tego za złe. Ale przyjdzie dzień, kiedy będzie miał swoją jaszczurkę ognistą. Królową albo co
najmniej spiżową.
Podłożył sobie ręce pod głowę dumając o tak rozkosznych widokach na przyszłość. Pomagając Menolly
karmić jej dziewiątkę jaszczurek dowiedział się o nich całkiem sporo. Więcej, niż wiedzieli niektórzy ludzie,
którzy je mieli, ci sami, którzy przez wiele Obrotów twierdzili, że jaszczurki ogniste to tylko chłopięce rojenia
wywołane porażeniem słonecznym. Twierdzili tak, dopóki F'nor, jeździec brunatnego Cantha, nie Naznaczył
malutkiej królowej na jednej z plaż Kontynentu Południowego. A potem, niemal na drugim końcu Pernu,
Menolly ocaliła jajka jaszczurki—królowej przed przypływem, który by je zalał. I teraz każdy chciał mieć
jaszczurkę i przyznawał, że muszą one być dalekimi kuzynami smoków Pernu.
Piemura przeszedł dreszcz rozkosznej grozy. Wczoraj nad Warownią Fort przeszedł Opad Nici. Właśnie
mieli z mistrzem Domickiem próbę nowej sagi o tym, jak poszukiwano Lessy i jak została ona Władczynią
Weyru Benden tuż przed nowym Przejściem Czerwonej Gwiazdy, ale Piemur dużo silniej przeżywał fakt, że
srebrzyste Nici opadają z nieba nad szczelnie pozamykaną siedzibą Cechu Harfiarzy. Wyobrażał sobie zwinne
przeloty wielkich smoków i ich płomienne oddechy, którymi spopielały Nici zanim te zdążyły opaść na ziemię.
Gdy Nić dotknęła suchego gruntu, pożerała wszystko co żyje, a później pod ziemią się rozmnażała. Piemurowi
wystarczyło o tym pomyśleć, a już dygotał z lęku.
Trudno uwierzyć, ale zanim Mistrz Robinton odkrył, jaki Menolly ma talent do układania piosenek,
żyła ona poza Warownią i troszczyła się o swoje dziewięć jaszczurek ognistych, które ocaliła i Naznaczyła.
Gdybym tylko nie był tu zamknięty, pomyślał Piemur z westchnieniem, gdybym miał okazję przeszukać brzegi
morza i znaleźć swoje własne gniazdo... Oczywiście, ponieważ był tylko uczniem, musiałby oddać jajka
Mistrzowi swojego Cechu, ale jakby znalazł całe gniazdo. Mistrz Robinton pozwoliłby mu zatrzymać jedno
jajko.
Aż usiadł, tak go przestraszyło nagle, ochrypłe wołanie jaszczurki ognistej. Słońce już przenikało do
sypialni. Więc jednak zasnął. Jeżeli to Skałka wrzeszczał, to Piemur już spóźnił się, żeby pomóc przy karmieniu.
Zręcznymi ruchami włożył na siebie wszystko oprócz butów, zbiegł po schodach i wyskoczył na podwórzec, a
wtedy usłyszał ponowne wezwanie głodnego Skałki.
Kiedy Piemur zobaczył, że Camo dopiero mozolnie wchodzi po schodach, przyciskając do siebie misę z
okrawkami, odetchnął z ulgą. Jeszcze się tak bardzo nie spóźnił! Włożył buty i żeby nie tracić czasu wepchnął
sznurówki do środka. Menolly akurat schodziła schodami prowadzącymi do głównego budynku siedziby.
Skałka, Mimik i Leniuch krążyły nad głową Piemura i wygłodniałe trajkotały do niego, żeby się pospieszył.
Zerknął w górę, szukając Pięknej. Menolly mówiła, że kiedy zbliża się czas rui królowej, robi się ona
jeszcze bardziej złocista niż zwykle. Zataczała teraz kręgi, żeby usiąść na ramieniu swej pani, ale miała chyba
ten sam kolor co zwykle.
— Camo karmi śliczne? — Służący uśmiechnął się promiennie, kiedy Menolly i Piemur zbliżyli się do
niego.
— Camo karmi śliczne! — Menolly i Piemur chórem wypowiedzieli tradycyjne zapewnienie, szczerząc
do siebie zęby i sięgając po pełne garście skrawków mięsa. Skałka i Mimik jak zwykle przycupnęły na
ramionach Piemura, podczas gdy Leniuch czepiał się silnie jego przedramienia.
Kiedy już jaszczurki ogniste zabrały się na poważnie do jedzenia, Piemur zerknął na Menolly
zastanawiając się, czy słyszała sygnał wielkiego bębna. Wyglądała na dużo hardziej rozbudzoną niż zwykle o tej
porze i swoje zajęte wykonywała nieco mechanicznie. Oczywiście było prawdopodobne, że właśnie komponuje
jakąś nową piosenkę, ale poza pisaniem piosenek Menolly miała jeszcze inne obowiązki w siedzibie Cechu.
Karmili jaszczurki ogniste, a reszta Cechu zaczęła się krzątać: Silvina i Abuna poganiały dziewczyny w
kuchni, żeby szybciej szykowały śniadanie; z sal sypialnych dochodziły dzikie wrzaski; a w pomieszczeniach dla
czeladników otwierano okiennice, by wpuścić świeże poranne powietrze.
Kiedy syte jaszczurki wzleciały, by rozprostować skrzydła, Piemur, Menolly i Camo rozeszli się:
Menolly popchnęła Camo z powrotem do kuchni; a potem wraz z przyjacielem poszli do jadalni.
Tego ranka pierwszą lekcją Piemura był chór, ponieważ jak zwykle o tej porze Obrotu ćwiczyli
wiosenny utwór muzyczny na ucztę Lorda Groghe. W tym roku mistrz Domick współpracował z Menolly i
napisał niesłychanie melodyjną partyturę do swojej ballady o Lessie i jej złocistej smoczej królowej, Ramoth.
Piemur miał śpiewać partię Lessy. Przynajmniej ten jeden raz nie protestował, ze musi śpiewać rolę
kobiecą. Prawdę mówiąc, to tego ranka nawet niecierpliwie czekał, żeby chór zakończył część poprzedzającą
jego pierwsze wejście. Wreszcie nadszedł właściwy moment, Piemur otworzył usta i ku swemu zdumieniu me
wydał żadnego dźwięku.
— Obudź się, Piemur — powiedział mistrz Domick poirytowany, postukując batutą po pulpicie.
Uprzedził chór. — Powtórzymy jeden takt przed wejściem..
jeżeli
jesteś już gotów, Piemurze?
Zwykle Piemurowi udawało się me zwracać uwagi na sarkazm mistrza Domicka, ale ponieważ tym
razem był przygotowany do śpiewu, zarumienił się tylko zażenowany. Wciągnął powietrze i nucił przez
zaciśnięte zęby, kiedy chór znowu zaczynał. Znał intonację, nie bolało go gardło, nie zaczynał mu się katar.
Chór ponownie podał mu wejście i Piemur otworzył usta. Dźwięk, który się z nich wydobył, jeździł od
jednej oktawy do drugiej, a żadnej z nich nie było w nutach trzymanych przez niego w ręku. Zapadła pełna grozy
cisza. Mistrz Domick popatrzył ze zmarszczonymi brwiami na Piemura, który teraz konwulsyjnie przełykał ślinę
ze strachu; nogi wrosły mu w ziemię, a serce powoli podpełzało do gardła.
— Piemur?
— Panie?
— Piemurze, zaśpiewaj mi gamę C—dur.
Piemur spróbował ponownie, ale znowu głos mu się załamał. Mistrz Domick odłożył batutę i popatrzył
na Piemura. Jeżeli na twarzy mistrza kompozytora malowało się w ogóle jakieś uczucie, było to współczucie
podbarwione pełną rezygnacji irytacją.
— Piemurze, myślę, że powinieneś pójść zobaczyć się z mistrzem Shonagarem. Tilginie, czy nauczyłeś
się dublowania tej roli?
— Ja, panie? Nawet na nią nie spojrzałem. Przecież Piemur... — Głos zaskoczonego ucznia przycichł, a
Piemur z trudem powłócząc nogami opuścił salę chóru i przeszedł przez dziedziniec do pokoju mistrza
Shonagara.
Próbował nie słyszeć, jak Tilgin próbuje swego głosu. Pogarda przyniosła mu chwilową ulgę. Kiedyś
śpiewał dużo lepszym głosem, niż Tilgin kiedykolwiek zaśpiewa. Kiedyś? Może to tylko przeziębienie. Piemur
na próbę zakaszlał, ale równocześnie zdawał sobie sprawę, że płuca i gardło ma czyste. Ciężkim krokiem szedł
do mistrza Shonagara, znał już werdykt, ale miał nadzieję, że to niedomaganie okaże się przejściowe, że uda mu
się zachować zakres sopranowy wystarczająco długo, aby zaśpiewać utwór mistrza Domicka. Szurając nogami
wszedł po stopniach i zatrzymał się na chwilę na progu, żeby przyzwyczaić oczy do półmroku panującego w
środku.
Mistrz Shonagar pewnie dopiero wstał i zjadł śniadanie. Piemur dobrze znał zwyczaje swego
przełożonego. Ale Shonagar przyjął już swoją zwykłą pozycję, jeden łokieć położył na szerokim stole i oparł
masywną głowę na ręce, drugą rękę oparł na podobnym do filaru udzie.
— No cóż, szybciej to się stało, niż moglibyśmy się spodziewać, Piemurze —powiedział jego mistrz
cichym głosem, który mimo to wydawał się wypełniać cały pokój. — Ale ta zmiana musiała kiedyś nastąpić. —
W głosie mistrza słychać było współczucie. Podniósł rękę, na której opierał głowę, i skrzywił się słysząc dźwięki
dobiegające z sali chóru. — Tilgin nigdy nie zaśpiewa tak jak ty.
— Och, panie, co ja teraz zrobię, jak już nie mam głosu? To wszystko, co miałem!
Na pogardliwe zaskoczenie mistrza Shonagara Piemur się wzdrygnął.
— Wszystko, co miałeś? Być może, drogi Piemurze, ale nie wszystko, co
masz
! Nie po pięciu latach
jako
mój
uczeń. Wiesz prawdopodobnie więcej o ustawianiu głosu niż którykolwiek czeladnik w Cechu.
— Ale kto by się chciał ode mnie uczyć? — Piemur gestem wskazał na swoją szczupłą, młodocianą
postać, a głos mu się dramatycznie załamał. — I jak mógłbym uczyć, jeżeli nie mam głosu, żeby demonstrować?
— Och, ale ten żałosny stan twojego głosu zapowiada zmiany, z których być może będziesz
zadowolony. — Spojrzał na Piemura spod przymrużonych powiek. — To zdarzenie
mnie
— tu grubymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hadwao.keep.pl
  •  
     
    Odnośniki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates