11.Przeklęte okrety - Titanic - ...

Indeks
11.Przeklęte okrety - Titanic - Sensacje XX wieku, Ebook, 02. XX-lecie miedzywojenne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeklęte okręty
Aktorzy:
Kapitan Lord - Witold Pyrkosz
Por. Murdoch - Krzysztof Globisz
Kpt. Edward Smith - Krzysztof Kowalewski
Radiotelegrafista "Californian" - Adam Ferency
Oficer "Californian" - Wojciech Malajkat
Marynarz "Californian" - Marian Opania
Radiotelegrafista "Titanic" - Jan Peszek
Marynarz Fred "Titanic" - Krzysztof Żurek
Dochodziła godzina 23.00, gdy do kabiny radiotelegrafisty na amerykańskim statku
"Californian" płynącym z Londynu do Bostonu zajrzał kapitan Stanley Lord.
Kapitan Lord:
CoÅ› nowego?
Radiotelegrafista:
Nie, sir. "Mesaby" nadał ostrzeżenie o górach lodowych. Płyną dwieście
mil przed nami.
Kapitan Lord:
Przesłałeś dalej?
Radiotelegrafista:
Tak jest. Potwierdzili odbiór z "Titanica", są kilkadziesiąt mil na północ
od nas.
Kapitan Lord:
Co przekazali?
Radiotelegrafista:
Hmm…, żebym im głowy nie zawracał. I tak mają dużo roboty.
Kapitan Lord:
No cóż, to wielki "Titanic". Zastopowaliśmy maszyny. Idź spać.
Radiotelegrafista wyłączył aparaturę i poszedł do kajuty, nie przewidując, że tej nocy
łączność radiowa na coś jeszcze się przyda. Kapitan też poszedł spać. Na mostku czuwała
wachta wypatrująca strasznych gór lodowych, jakie o tej porze roku w tym rejonie Atlantyku
spotkać można było często. Zagrożenie było tym większe, że noc była pochmurna, a
widoczność nie najlepsza. Dlatego kapitan nakazał zatrzymać maszyny. Ryzyko było zbyt
duże, a nie istniały powody, aby je podejmować.
W tym czasie "Titanic" płynął z prędkością 22 węzłów…
Radiotelegrafiści "Titanica", oficerowie Jack Philips i Thomas Bride, rzeczywiście mieli
pełne ręce roboty. Pasażerowie zasypywali ich depeszami, gdyż jedną z atrakcji rejsu była
możliwość wysyłania z pokładu pozdrowień, zaś z lądu nadchodziły drogą radiową
informacje dla pokładowej gazetki "Atlantic Daily Bulletin", drukowanej w okrętowej
drukarni, dzięki czemu pasażerowie przez cały rejs mogli śledzić wydarzenia na świecie. Na
sygnały "uważajcie na góry lodowe" nikt nie zwracał uwagi.
O godzinie 22.00 na mostku służbę przejął pierwszy oficer Murdoch. Od jego decyzji miał
zależeć los ponad dwóch tysięcy pasażerów wielkiego statku. Wiedział oczywiście, że
znajdują się w niebezpiecznym rejonie Atlantyku, ale polecił utrzymać prędkość 22,5 węzła,
to jest ponad 41 km/h. Zapewne takie polecenie otrzymał od kapitana lub nawet armatora.
"Titanic" miał zachwycić świat ogromem, luksusem i nowoczesnością. Szybkość przebycia
Atlantyku też się liczyła, gdyż "Titanic" chciał zdobyć piękne trofeum "Błękitną wstęgę",
przyznawanÄ… za najszybsze pokonanie oceanicznej trasy z Liverpoolu do Nowego Jorku. Ta
nagroda od 1907 roku należała do załogi statku "Mauretania", który rozwinął średnią
prędkość 27 węzłów. Nie chodziło oczywiście o sportową rywalizację. "Błękitna wstęga" była
wspaniałym chwytem reklamowym, który przysparzał liniom oceanicznym wielu pasażerów.
Nic więc dziwnego, że po sukcesie "Mauretanii" właściciel, linie żeglugowe "Cunard Line"
zabrały konkurentom ogromnie wielu pasażerów. Wśród przegranych znalazły się linie
żeglugowe "White Star Line". Broniąc swojej pozycji odpowiedziały budową największych
statków pasażerskich, jakie nosiły morza: "Olympica" o pojemności ponad 45 000 BRT,
zwodowanego w 1911 roku, i tuż potem jeszcze większego "Titanica".
Ten parowiec o długości prawie 260 metrów i szerokości 28 metrów miał ponad 46 tysięcy
BRT. Tyle, że nie rozwijał zbyt dużej prędkości, gdyż mógł osiągnąć tylko 21 węzłów.
Jednakże luksus i bezpieczeństwo, jaki armator zaproponował pasażerom, miały usunąć
niedogodność spędzenia na Oceanie kilkunastu godzin więcej niż w kabinach "Mauretanii".
Restauracje, bary, sala balowa, kino, basen, nadzwyczaj wytwornie umeblowane kabiny
pierwszej klasy ściągnęły najmożniejszych tamtego świata. Bilety na pierwszy rejs "Titanica"
wykupił John Jacob Astor, właściciel kilku wielkich hoteli w centrum Nowego Jorku, Izydora
i Nathan Straussowie, właściciele wielkiego nowojorskiego domu towarowego Macy's, Harry
Elkins Widener, wnuk amerykańskiego magnata transportowego oraz Daniel Guggenheim,
przemysłowiec, właściciel wielu kopalń i największej amerykańskiej firmy metalurgicznej.
Dla tych ludzi zawrotna kwota 4 350 dolarów, co odpowiada dzisiejszym 100 tysiącom
dolarów, jakie musieli zapłacić za kabinę I klasy, nie była ceną wygórowaną, skoro mogli
uczestniczyć w historycznym przedsięwzięciu. I otrzymywali gwarancję pełnego
bezpieczeństwa. "Titanic" wzbudzał zaufanie już samym wyglądem, wysmukłą sylwetką z
czterema wysokimi kominami, ogromem kadłuba. Nie bez znaczenia był fakt, że okręt
powstał w irlandzkiej stoczni Harland & Wolff, która wcześniej budowała "Olympica", zaś
nad konstrukcją wielkiego liniowca czuwał osobiście właściciel William James Pirrie, mający
ogromne doświadczenie, jako że pracę w przemyśle stoczniowym rozpoczął w 1862 roku.
To za jego radą konstruktorzy irlandzkiej stoczni wprowadzili rozwiązania, które miały
uczynić ten piękny statek niezatapialnym: kadłub podzielono na 16 sekcji z wodoszczelnymi
drzwiami i zalanie nawet czterech z nich nie mogło spowodować zatonięcia olbrzymiego
liniowca.
Jednakże rejs zaczął się pechowo.
10 kwietnia 1912 roku "Titanic" rzucił cumy i zaczął odchodzić od nabrzeża angielskiego
portu Southampton. Ruch wielkiego kadłuba wzbudził w portowym basenie falę, która natarła
na stojący przy nabrzeżu statek "New York". Jego cumy nie wytrzymały i pękły jak sznurki.
Uwolniony statek, poddany prądom wody zaczął niebezpiecznie zbliżać się do
manewrującego "Titanica" grożąc uderzeniem w jego kadłub. Zapewne kolizja skończyłaby
się o wiele gorzej dla mniejszego "New York", jednakże pozostawiłaby fatalne wrażenie na 2
224 pasażerach "Titanica". Na szczęście kapitan Smith zachował przytomność umysłu i tak
pokierował statkiem, że do zderzenia nie doszło.
Szybko zapomniano o niefortunnym początku podróży, rozkoszując się luksusem i
wrażeniami z rejsu największym statkiem świata.
Po czterech dniach "Titanic", przekraczając dopuszczalną prędkość o półtora węzła, znalazł
się 400 mil morskich tj. około 640 km na południe od Nowej Funlandii. To był najbardziej
niebezpieczny rejon Atlantyku, gdyż o tej porze roku łatwo można było napotkać dryfujące
góry lodowe. Kapitan umyślnie wybrał tę ryzykowną, acz najkrótszą trasę, licząc na
odebranie konkurencyjnym liniom "Niebieskiej wstęgi". Wszystkie obliczenia wskazywały,
że to się uda. O świcie 16 kwietnia mieli wejść do nowojorskiego portu.
Porucznik Murdoch nie miał więc nic innego do roboty, jak utrzymywać jak największą
prędkość. Wiedział o zagrożeniu, ale liczył, że odpowiednio wcześniej uda się wypatrzyć
gigantyczne bryły odłamujące się z lodowca Grenlandii. Niektóre miały wielkość fortepianu i
nie stanowiły żadnego zagrożenia dla kadłuba "Titanica". Należało obawiać się tych
największych, wynurzających się z wody na wysokość dziesięciopiętrowego budynku, gdy
wielokrotnie więcej lodu kryło się pod taflą oceanu. Ich biała barwa, łatwo odbijająca
poświatę księżycową oraz fale uderzające o stoki góry dawały szansę wypatrzenia
niebezpieczeństwa z odpowiedniej odległości. Jednakże tej nocy ocean był spokojny jak
jezioro, co utrudniało dostrzeżenie niebezpieczeństwa.
O 23.40 rozległy się trzy uderzenia w dzwon. Na pomoście zabrzęczał telefon łączący z
bocianim gniazdem, gdzie służbę pełnił Fred Fleet.
Murdoch:
Porucznik Murdoch, co siÄ™ tam dzieje?
Fred:
Przed dziobem góra lodowa! Góra lodowa!
Porucznik Murdoch zareagował szybko:
Murdoch:
Lewo na burt! Cała wstecz!
Popełnił błąd!
Telegraf przekazał rozkaz z mostku do maszynowni i po chwili wielkie łopaty śrub
napędowych "Titanica" obróciły się i zaczęły pchać strumień wody do przodu hamując
rozpędzony okręt. Jednocześnie stery sprawiły, że dziób odchylił się w lewo i okręt zaczął
schodzić z kursu kolizyjnego. Zbyt wolno! Po kilku minutach silne uderzenie dało się odczuć
na wszystkich pokładach.
Na mostek wbiegł kapitan Edward Smith.
Kapitan:
Pierwszy, co siÄ™ dzieje?
Murdoch:
Panie kapitanie, dałem rozkaz "lewo na burt" i "cała wstecz", ale było za blisko.
Obawiam się, że uderzyliśmy w górę lodową. Kazałem zamknąć drzwi wodoszczelne.
Kapitan:
Potwierdzam, proszÄ™ o meldunek o sytuacji na dole!
Jeszcze nie było powodu do paniki. Okręt o tak nowoczesnej konstrukcji powinien wytrzymać
zderzenie, nawet jeżeli blachy kadłuba zostałyby rozdarte.
Tymczasem z dołu napłynął meldunek wskazujący, że sytuacja staje się tragiczna: w burcie
statku był otwór o długości około 90 metrów. Pompy nie nadążały usuwać setek ton wody
wdzierających się do wnętrza.
Tuż po północy kapitan Smith zdecydował się nadać sygnał alarmowy.
Kapitan:
Radio, nadawać sygnał CQD.
CQD to skrót od Come Quick, Danger, czyli "Przybywajcie szybko, jestem w
niebezpieczeństwie".
Kapitan:
Radio nadawaj: CQD. Uderzyłem w górę lodową. Poważne uszkodzenia. Pozycja
41 stopni 44 minuty Nord, 50 stopni 24 minuty West.
Jack Philips, radiotelegrafista podał pobieżnie określoną pozycję statku. Kilka minut później
uściślił ją.
GÅ‚os:
CQD. Uderzyłem w górę lodową. "Titanic". Moja pozycja 41 stopni 46 minut Nord, 50
stopni 14 minut West.
Później drugi radiooficer zaczął używać nowego kodu ratunkowego SOS.
Na mostku działał kapitan Smith.
Kapitan:
Panowie, chcę mieć stałe meldunki o sytuacji na dole. Zarządzam ewakuację
pasażerów. Wszyscy do szalup.
Kapitan wiedział, że w szalupach ratunkowych jest miejsce dla 1 178 osób, a więc ledwie
połowa ludzi na pokładzie mogła liczyć na ratunek. Inni, którzy założyli kamizelki ratunkowe
nie mieli żadnej szansy przeżycia w wodzie, której temperatura niewiele przekraczała zero
stopni Celsjusza. Mogli wytrzymać kilka minut zanim zabiłoby ich oziębienie organizmu.
Dochodziła pierwsza, gdy czwarty oficer Boxhall dostrzegł światła statku przepływającego w
pobliżu. Był w odległości zaledwie paru mil, a więc mógł szybko przybyć na miejsce
katastrofy i uratować wszystkich pasażerów!
Wystrzelono kilka białych rac, aby zwrócić uwagę sąsiada. Nie zareagował. Boxhall dopadł
do lampy i za jej pomocą zaczął wysyłać sygnały wezwania o pomoc. Bezskutecznie. Statek,
jak zjawa, nie reagował. Szybko oddalał się.
Radiotelegrafista Jack Philips wystukiwał morsem wezwania o ratunek:
GÅ‚os na tle alfabetu Morse'a:
CQD. Zderzyliśmy się z górą lodową. Toniemy dziobem. 41
stopni 46 minut Nord, 50 stopni 14 minut West. CQD. Nasza maszynownia zalana.
Statek "Californian" był w odległości 20 mil od "Titanica", którego dziób nabierając wody
pochylał się coraz bardziej. Dotarcie do tonącego okrętu zajęłoby im najdłużej półtorej
godziny, a więc przybyliby z ratunkiem zanim kadłub "Titanica" pogrążyłby się pod wodą.
Jednakże radiostacja "Californiana" nie przyjmowała sygnałów ratunkowych. Jeden z
marynarzy pełniących służbę na mostku kapitańskim krzyknął do oficera:
Marynarz:
Panie poruczniku, z lewej, strzelajÄ… rakiety!
Oficer wachtowy podniósł lornetkę do oczu.
Oficer:
To może być z "Titanica". Oni przechodzili niedawno koło nas.
Nad horyzontem zajaśniała biała raca.
Oficer:
Albo bawią się… Wpisać do dziennika okrętowego, że zauważono sygnały świetlne i
poinformować kapitana.
Marynarz ostrożnie zastukał do drzwi kabiny, bojąc się zbyt natarczywym hałasem wyrwać ze
snu kpt. Stanleya Lorda, który bardzo tego nie lubił.
Marynarz:
Przepraszam, że pana budzę, sir, ale pierwszy kazał zameldować, że z "Titanica"
strzelajÄ… rakiety.
Kapitan Lord:
Czy to są rutynowe sygnały kompanii?
Marynarz nie zrozumiał, o co chodzi jego zwierzchnikowi.
Marynarz:
Panie kapitanie, na niebie widać race.
Kapitan Lord:
Pewnie na "Titanicu" bawiÄ… siÄ™ w najlepsze.
O 1.30 załoga innego statku, "Carpathia" odebrała wezwanie pomocy z "Titanica". Kapitan
Rostron natychmiast kazał zmienić kurs i całą mocą maszyn ruszył na ratunek tonącemu
liniowcowi. Jednakże miał do przebycia 60 mil tj. 108 kilometrów. Musiało minąć wiele
czasu, zanim mógł przybyć na miejsce katastrofy. Zbyt dużo…
O 2.20 wody oceanu zamknęły się nad wielkim liniowcem "Titanic", który osiadł na
głębokości 4 tysięcy metrów. Razem z nim tonęło 1 522 pasażerów i członków załogi, którzy
pozostali na pokładach lub zmarli w lodowatej wodzie. Zginęli kapitan Edward Smith i
pierwszy oficer Murdoch.
"Carpatia" przybyła o czterdzieści minut później, aby uratować tych, którzy uszli z topieli.
Około 6.00 "Californian" dołączył do poszukiwań rozbitków, ale żywych nie było już w
wodzie. Jeszcze przez wiele miesięcy wyławiano z oceanu zwłoki pasażerów "Titanica".
Trybunał, który miał wyjaśnić okoliczności katastrofy, zebrał się 12 maja 1912 roku,
rozpoczynając przesłuchania, które trwały 36 dni. Obraz, jaki wyłaniał się z zeznań świadków
i biegłych, wskazywał jednoznacznie, że przyczyną zatonięcia było zderzenie z górą lodową,
w wyniku czego poszycie kadłuba uległo rozdarciu na długości około 90 metrów. Woda
wdarła się do pięciu lub sześciu przedziałów, co stało się bezpośrednią przyczyną zatonięcia.
Sensacja miała przyjść kilkadziesiąt lat później.
Trybunał badający w maju i czerwcu 1912 roku przyczyny zatonięcia "Titanica" uznał, że
wina leżała po stronie kapitana Edwarda Smitha, który mimo ogromnego doświadczenia,
jakie dawała mu 28-letnia służba, nie zachował wymogów bezpieczeństwa. Jego wina
polegała na utrzymaniu nadmiernej prędkości w rejonie znanym z występowania gór
lodowych i lekceważeniu ostrzeżeń przekazywanych przez inne statki. "Było to bezsensowne
nadużycie szybkości na oceanie" - powiedział lord Mersey, przewodniczący trybunału.
Kapitana Smitha nie było już wśród żywych.
Nikt nie wiedział, co się stało z pierwszym oficerem Murdochem, który wydał komendę:
"Lewo na burt! Cała wstecz", doprowadzając do tragedii.
"Titanic" był już za blisko góry lodowej, aby śruby kierujące wodę do przodu kadłuba mogły
zatrzymać rozpędzony statek, płynący z całą mocą 60 tys. koni mechanicznych. Jedynie
spowolniły jego bieg, zaś wychylony w lewo ster zdążył spowodować zwrot kadłuba, tak że
statek uderzył w górę bokiem, najsłabszą częścią, co okazało się fatalne. Oficer Murdoch
powinien jedynie nakazać skręt w lewo i nie zmieniać prędkości statku, aby ster przejął masy
wody pchanej przez lewą śrubę, umożliwiając szybszy skręt i ominięcie przeszkody. Jednakże
oficera nie było wśród żywych.
Niechęć, ból, rozpacz skoncentrowały się więc na tym, który nie udzielił pomocy: kapitanie
Stanleyu Lordzie, którego statek był tak blisko "Titanica". Członkowie załogi uratowani z
katastrofy mówili, że widzieli statek płynący w odległości kilku mil. Kapitan Lord usiłował
się bronić, dowodząc, że jego statek był zbyt daleko od "Titanica", aby z pokładu liniowca
można było dostrzec światła "Californiana". Bezskutecznie. Prasa nazwała go "tysiąckrotnym
zabójcą". Powszechnie domagano się dla niego kary śmierci. Zmarł w 1962 roku w wieku 84
lat z ogromnym brzemieniem odpowiedzialności za nieudzielenie pomocy. Dopiero
dwadzieścia trzy lata później jego syn uzyskał satysfakcję, jaką było oczyszczenie imienia
ojca. Stało się to dzięki odnalezieniu zatopionego "Titanica".
Późno w nocy 1 września 1985 roku załoga amerykańskiego statku badawczego "Knorr",
przeszukujÄ…ca dno Oceanu za pomocÄ… zdalnie sterowanego podwodnego pojazdu "Argo",
zauważyła dziób transatlantyka. W następnych miesiącach zorganizowano nowe wyprawy.
W czerwcu 1986 roku człowiek, którego załoga odnalazła wrak - dr Robert Ballard zebrał
pieniądze i opuścił się na dno oceanu w batyskafie wyposażonym w podwodny robot z
kamerami, za pomocą których można było obejrzeć wnętrze okrętu. Rok później do wraku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hadwao.keep.pl
  •  
     
    Odnośniki
     
     
       
    Copyright © 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates