05. Marinos - Proklos czyli o ...

Indeks
05. Marinos - Proklos czyli o szczęściu, Wasze Pliczki, e-booki, różne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marinos
Proklos
czyli
o szczęściu
1.
Gdy uzmysłowiłem sobie wielkość duszy i wszystkie inne zalety wspłczesnego naszego, filozofa Pro-
klosa, a potem zastanawiałem się, jakiego przygotowania, jakiej siły słowa należałoby wymagać od tych,
ktrzy chcieliby przystąpić do opisania jego życia, i jak ja sam jestem bezradny na niwie literackiej, ww-
czas dochodziłem do przekonania, że lepiej, żebym się za to w ogle nie brał, nie skakał przez dł (jak
mwi przysłowie) i nie wystawiał się na żadne z niebezpieczeństw, jakie niesie z sobą podobnego rodzaju
dzieło. Ale gdy przykładałem do tego inną miarę, gdy myślałem sobie, że i w świątyniach nie wszyscy
przecież przychodzą do ołtarza z jednakowymi ofiarami, żeby pozyskać przychylność bogw, ktrym ten
ołtarz jest poświęcony, ale jedni z bykami, drudzy z kozłami, inni jeszcze z czym innym, a jeden układa
pochwalne wiersze, inni obywają się bez wszelkich wierszy, a ci, ktrzy nie mają czego przynieść, przy-
chodzą jedynie z placuszkiem, a jak się trafi, z ziarenkiem kadzidła, do bogw zaś zwracają się jedynie
krtką modlitwą, ale tym niemniej także ich prośby bywają wysłuchane Î więc gdy tak sobie pomyślałem,
to przeląkłem się, czy aby, wedle słw Ibikosa, nie zamieniam czci dla bogw na cześć u ludzi (choć w
moim przypadku nie chodzi o cześć dla bogw, ale dla mędrca, bo zdaje mi się, że nie przystoi, bym jako
jedyny spośrd wszystkich jego uczniw zachowywał milczenie, skoro zapewne bardziej niż komu inne-
mu wypadałoby mi w miarę swoich sił opowiedzieć całą prawdę o nim), choć pewnie ludzie i tak nie ra-
czyliby okazać mi swego uznania, bo przecież pomyśleliby raczej, że zaniechałem tego jedynie z lenistwa
albo z jakiejś innej słabości duszy, a bynajmniej nie z odrazy do pychy. I po wszystkich tych rozważa-
niach postanowiłem jednak opisać choćby niektre z niezliczonych zasług naszego filozofa, opowiadając
o nich tylko autentyczną prawdę.
2.
Zacznę swoją przemowę nie tak, jak to zwykle czynią pisarze, przedstawiając wszystko w sposb upo-
rządkowany, punkt po punkcie; za jej podstawę przyjmę tu myśl o szczęściu człowieka błogosławionego,
nic bowiem w tym przypadku nie może być bardziej właściwe: jestem pewien, że spośrd wysławianych
we wszystkich czasach ludzi to on właśnie był najszczęśliwszy. Mam na względzie nie tylko szczęście
mędrcw, ową cnotę, ktra sama jedna wystarcza do osiągnięcia błogostanu Î choć i to dane było mu w
stopniu najwyższym; i nie tylko tę życiową pomyślność, ktrą sławią tak liczni Î chociaż i tu w porwna-
niu z innymi ludźmi nie ominęło go powodzenie i był hojnie obdarowany wszystkimi tak zwanymi ze-
wnętrznymi dobrami.; nie, mwię tu o pewnym doskonalszym szczęściu, składającym się i z jednego, i z
drugiego.
3.
Tak więc przyjmiemy najpierw podział cnt na naturalne, moralne i społeczne, a z drugiej strony na
wyższe Î oczyszczające (kaJartikaί) i kontemplacyjne (Jewrhtikaί), nie mwiąc o jeszcze wyższych, tak
zwanych teurgicznych (Jeourgikaί), miejsce ich bowiem jest powyżej tego, co stanowi udział człowieka; i
przyjmując to, zaczniemy nasz wywd od cnt naturalnych. Wszystkich, ktrzy są nimi obdarzeni, cechu-
ją one od urodzenia; i tak też było w przypadku wychwalanego tu błogosławionego męża Î były mu one
wrodzone, odznaczał się nimi od samego początku. Przejawiały się one wyraźnie nawet w zewnętrznej
doskonałości jego oblicza, podobnego jak gdyby do krlewskiej purpury.
Pierwszą z nich była najwyższa doskonałość wszystkich zewnętrznych zmysłw, nazywana przez nas
ározumieniem cielesnymÑ, w szczeglności zaś nieskazitelność wzroku i słuchu, tych najznakomitszych
naszych zmysłw, darowanych człowiekowi przez bogw jako dobro życiowe i dla poszukiwania mądro-
ści. Doskonałość ta utrzymywała się u niego niezmiennie przez całe życie.
Drugą z nich stanowiła siła organizmu, odpornego na wysiłek i chłd, wytrzymującego proste odżywianie
się, w czym Proklos wykazywał niefrasobliwość, oraz owe prace, ktrym oddawał się dniem i nocą, kiedy
modlił się, wertował książki, pisał, rozmawiał z przyjaciłmi, a wszystko to robił z taką żarliwością, jakby
każde z tych zajęć było dla niego jedynym. Takie predyspozycje do sprawiedliwości można nazwać ámę-
stwem cielesnymÑ.
Trzecią cielesną cnotą była uroda, ktrą można porwnać z harmonią duszy: były wszelkie podstawy do
stwierdzenia pełnej zbieżności między tymi właściwościami. W istocie, jak ową właściwość duszy upatru-
je się w zgodności rżnych jej sił, tak uroda ciała uwidacznia się w szczeglnej proporcjonalności wszyst-
2
kich części ciała. A Proklos był wyjątkowo pociągający z wyglądu, i to nie tylko z racji swojej dobrej bu-
dowy, ale i z racji tego, że jego dusza rozkwitała w ciele, jak jakieś życiowe światło, roztaczając wokł
cudowny blask, trudny do wyrażenia słowami. Był tak piękny, że jego wizerunek nie udawał się żadnemu
malarzowi, i choćby nie wiem jak dobre były rżne istniejące jego podobizny, to i tak jeszcze daleko im
do tego, żeby oddać jego autentyczną fizjonomię.
Czwartą cielesną cnotę, zdrowie, pojmuje się na podobieństwo sprawiedliwości i prawości duszy: jaka
jest sprawiedliwość duszy, taka też jest ásprawiedliwość cielesnaÑ. W samej rzeczy, przecież sprawiedli-
wość nie jest niczym innym jak układem zaprowadzającym pokj między wszystkimi częściami duszy;
dokładnie tak samo wśrd słuchaczy Akademii zdrowiem nazywa się to, co w chaos życiowych zasad
wnosi ład i wzajemną odpowiedniość. I zdrowie to od najmłodszych lat miał on tak znakomite, że na py-
tanie, ile razy chorował, odpowiadał, że tylko dwa-trzy razy w całym długim życiu, a przeżył pełnych sie-
demdziesiąt pięć lat. Potwierdzone to jest i przez to, czego sam byłem świadkiem w jego ostatniej choro-
bie: Proklos z wielkim trudem rozpoznawał owe ble, ktrych doznawało ciało Î tak dalece były one dla
niego czymś, do czego nie przywykł.
4.
Takie były jego walory cielesne; ale na dobrą sprawę wszystkie je można nazwać jedynie zwiastunami
tych walorw, w ktrych uwidacznia się doskonała cnota. Nawet te właściwości duszy, ktre były mu
wrodzone Î dane z natury jako tworzywo do ukształtowania przez wszelkiego rodzaju wychowawcw i
nauczycieli Î te części cnoty, ktre Platon nazywa pierwocinami duszy filozoficznej, były w nim godne
podziwu. Obdarzony dobrą pamięcią, wrażliwy, wzniosłego ducha, dobry, stał się przyjacielem i powino-
watym prawdy, sprawiedliwości, męstwa, wstrzemięźliwości.
O tym, żeby świadomie łgać, nigdy nawet nie pomyślał, wszelkim kłamstwem się brzydził, a kochał
prawdę wolną od zafałszowań. Bo niby jak człowiek pragnący dotrzeć do prawdy bytu, mgłby od naj-
wcześniejszego dzieciństwa nie szukać we wszystkim prawdy? Przecież ze wszystkich dbr prawda jest
ceniona przez bogw i ludzi najwyżej.
Wystarczającym dowodem na to, jak pogardzał rozkoszami zmysłowymi a nade wszystko lubił wstrze-
mięźliwość, może być jego gorliwość do nauk, skłonność i rwanie się do wszelkiego poznania; wiedza
nigdy bowiem nie pozwala, by człowiekiem władały zwierzęce, grube rozkosze, ale ze swej natury skłania
jedynie do harmonijnej wewnętrznej zgodności duszy. Pazerność była mu niewymownie obca: choć jego
rodzice byli ludźmi bogatymi, od młodych lat nie zwracał uwagi na całe ich bogactwo, pałając jedynie
namiętnością do filozofii. Dlatego był wolny od nieustannych trosk i wszelkiej małostkowości, przejęty
jedynie największymi i najoglniejszymi pytaniami o sprawy boskie i ludzkie.
Myśli te uwzniośliły jego duszę: nie przywiązywał, jak inni, znaczenia ani do ludzkiego życia, ani do
śmierci; żadna z rzeczy, ktre innym wydawały się straszne, nie budziła w nim przerażenia; i tej przyro-
dzonej właściwości, ktra dawała mu do tego siłę, nie można nazwać inaczej, jak cnotą męstwa. Na pod-
stawie tego wszystkiego staje się dla każdego jasne, choćby nawet nie prbował wnikać w jego naturalne
walory: Proklos od młodych lat był wierny sprawiedliwości, prawy, dobry i czymś całkowicie obcym było
mu wszelkie stronienie od ludzi, skrytość i stronniczość. Był skromny, ale bynajmniej nie skąpy i małost-
kowy, nie był zarozumiały, ale nie był też przecież nieśmiały Î tak jawiła się nam jego natura.
5.
Nie ma potrzeby rozwodzić się nad tym, jak wrażliwą i hojną miał duszę Î zwłaszcza przed tymi, kt-
rzy sami widzieli i słyszeli, jak wielka otchłań najlepszej wiedzy się w nim kryła, jak wiele rzeczy sam
odkrył i ujawnił ludziom, i ktrym wraz z nami zdawało się niemal, że jako jedyny ze śmiertelnych nie
napił się nigdy z pucharu zapomnienia. Obdarzony rzadko spotykaną siłą pamięci, nie doznawał cierpień
znanych ludziom łatwo zapominającym, nigdy nie popadał w rozdrażnienie, ale miał pełną świadomość,
że dawane są mu nauki i jedynie w ich uczeniu się znajdował rozkosz. Stroniąc od wszystkiego, co nie-
smaczne i trywialne, odczuwał pokrewieństwo tylko z tym, co wyższe i lepsze; a na wsplnych naszych
rozmowach, na przyjęciach wydawanych przez niego po złożeniu ofiar i przy innych tego rodzaju oka-
zjach zawsze ujmował rozmwcw uprzejmością i wesołością, ale zachowywał w tym dostojeństwo, tak
że ludzie wychodzili od niego podniesieni na duchu.
6.
Od urodzenia obdarzony wszystkimi tymi i wieloma innymi przyrodzonymi dobrami, wydany został na
świat przez Marcellę, legalną żonę Patrikiosa Î oboje byli rodem z Lykii i jaśnieli cnotą. Przyjęła go i wy-
stąpiła poniekąd w roli położnej przy jego porodzie bogini-opiekunka Bizancjum; była ona jak gdyby
3
przyczyną jego istnienia, skoro urodził się w tym mieście, a potem Î gdy osiągnął wiek chłopięcy Î to
także ona właściwymi sobie sposobami ukierunkowała go ku dobru: zjawiła się mu we śnie i wezwała do
zajęcia się filozofią. Najwidoczniej dlatego tak był przywiązany do tej bogini, że przedkładał jej świątynie
nad wszystkie inne i uczestniczył w obrzędach na jej część ze szczeglnym natchnieniem.
Zaraz po urodzeniu ojciec z matką zawieźli go do swojej ojczyzny, do Ksantos, świętej ziemi Apollina,
ktra zgodnie z boskim przeznaczeniem stała się i jego ojczyzną: znaczyło to, oczywiście, że Proklos, kt-
ry miał w przyszłości stać się najlepszym we wszystkich naukach, musiał odebrać wychowanie i wy-
kształcenie pod osobistą opieką boga-Musagetesa. Tam też ukształtował się jego dobry charakter, tam
przyswoił sobie cnoty moralne Î nauczył się kochać to, co należy, a unikać tego, co niestosowne.
7.
Wtedy też ujawniło się w sposb naoczny, że od urodzenia otaczała go wielka miłość bogw. Pewnego
razu zaniemgł i leżał złożony ciężką chorobą, już bez nadziei na wyzdrowienie; i wtedy zaraz [zstąpiw-
szy] z gry zjawił się przy jego posłaniu jakiś chłopiec, młody i pięknego oblicza Î nie zdążył powiedzieć
ani słowa, gdy stało się jasne, że to Telesfor. Przedstawiwszy się i wypowiedziawszy swoje imię, dotknął
głowy chorego, przed ktrym stał, oparty o wezgłowie, i w ten sposb od razu wyleczył go z dolegliwości,
a sam zniknął. To boskie zjawisko było początkiem miłości bożej do młodego Proklosa.
8.
Wkrtce, ucząc się jeszcze [przedtem] w Lykii u gramatyka, udał się do egipskiej Aleksandrii, jaśniejąc
już wszelkimi cnotami, właściwymi jego charakterowi, i zniewolił tam nimi wszystkich nauczyli. Tak
więc sofista Leonat (rodem, zdaje się, z Isaurii), bardzo znany w Aleksandrii wśrd swoich kolegw po
fachu, nie tylko dopuścił go do prowadzonych przez siebie lekcji, ale także przyjął do własnego domu i
żywił przy jednym stole ze swoją żoną i dziećmi, tak jakby był jego synem. Poznał go z władcami Egiptu,
a ci także przyjęli go do swego przyjacielskiego grona, zniewoleni przenikliwością jego umysłu i
wdzięcznością charakteru. Uczył się u gramatyka Oriona, potomka egipskiego rodu kapłańskiego, tęgiego
znawcy swojego fachu, ktry sam pisał księgi i pozostawił po sobie wiele pożytecznych rzeczy; chodził
też na lekcje do nauczycieli rzymskich i w krtkim czasie doszedł do wielkich osiągnięć w tych przedmio-
tach. Zaczął od specjalności swego ojca, ktry zyskał niemały rozgłos, zajmując się w stolicy pracą w są-
dzie i prawem. Ale nade wszystko w te młode lata, nie skosztowawszy jeszcze filozofii, entuzjazmował
się retoryką: zyskał sobie na tym polu wielką sławę i koledzy oraz nauczyciele patrzyli na niego jak na
cud, gdyż mwił przepięknie, uczył się z łatwością, a z wyglądu i zachowania podobny był bardziej do
nauczyciela niż do ucznia.
9.
Nie zakończył jeszcze nauki, gdy sofista Leonat wziął go ze sobą, udając się do Bizancjum, dokąd i
sam Proklos już się wybierał za radą swego przyjaciela Teodora, władcy Aleksandrii, człowieka o wy-
twornym umyśle, wzniosłej duszy i niezmiernej miłości do filozofii. Młodzieniec ochoczo podążył za na-
uczycielem, żeby nie przerywać swych zajęć. Ale bardziej prawdopodobne jest, że to dobry los wskazał
mu drogę do jego rodzinnych stron; zaraz po przyjeździe zjawiła mu się bowiem bogini z poleceniem, by
udał się do ateńskich uczelni.
Lecz zanim to zrobił, powrcił do Aleksandrii. Tutaj powiedział áwybaczcieÑ retoryce i całej reszcie te-
go, nad czym dotąd pracował, i został słuchaczem filozofw aleksandryjskich. Arystotelesa studiował u
sławnego filozofa Olimpiodora, a nauki matematyczne Î u Herona, człowieka pobożnego i nie mającego
sobie rwnych w sztuce nauczania. Obaj ci mężowie tak byli zniewoleni dobrym charakterem młodzieńca,
że Olimiodor chciał zaręczyć z nim swoją crkę, także wychowywaną na filozofii, a Heron przyjął go do
swego domowego ogniska i bez wahania dzielił się z nim całą swoją pobożnością. Olimpiodor potrafił
znakomicie mwić Î swoboda i szybkość jego mowy sprawiała, ze słuchacze z trudem go rozumieli; ale
Proklos, słuchając go pewnego razu, po skończonym wykładzie powtrzył kolegom wszystko, co mwił
nauczyciel, prawie słowo w słowo, choć lekcja była bardzo długa. Opowiedział mi o tym jego kolega ze
szkolnej ławy, Ulpian z Gazy, ktry także niemałą część życia poświęcił filozofii. A logicznych traktatw
Arystotelesa Proklos bez trudu nauczył się na pamięć, choć każdemu, kto bierze się do filozofii, nawet ich
przeczytanie sprawia trudność.
10.
U takich to nauczycieli uczył się Proklos w Aleksandrii, wykorzystując to, że byli na miejscu, żeby
nauczyć się od nich wszystkiego, w czym byli mocni. Gdy jednak zaczął dostrzegać, że przy czytaniu fi-
lozofw dają komentarze niegodne filozoficznej myśli, wzgardził dalszymi takimi zajęciami i przypo-
mniał sobie, co zapowiedziała w Bizancjum bogini, kiedy mu się zjawiła.
4
Zaraz też udał się do Aten, w czym towarzyszyła mu cała literatura i cała filozofia, a przewodnikami byli
bogowie i dobre duchy; to oni wskazali mu, że ma zostać strażnikiem filozofii, żeby zachowana została
ciągłość i nieskazitelność w przekazywaniu Platońskiej nauki. W sposb naoczny się to objawiło zaraz,
jak tylko wylądował w Grecji, kiedy to rzeczywiście boskie znaki ukazały mu przyszły ojcowski los i wy-
znaczone odgrnie przeznaczenie następcy Platona. Odbyło się to tak. Kiedy przybył do Pireusu i dowie-
dziano się o tym w mieście, to wyszedł na przystań, żeby go przywitać, Mikołaj, pźniej wybitny sofista,
a wtedy jeszcze uczeń ateńskich nauczycieli: chciał zająć się Proklosem i zaprowadzić go do siebie jako
swego krajana, ponieważ sam rwnież pochodził z Lykii. Poszli do miasta. W drodze Proklos zmęczył się
marszem; i oto w pobliżu świątyni Sokratesa (a jeszcze nie wiedział i nie słyszał, że gdzieś w tym miejscu
oddaje się cześć Sokratesowi) poprosił Mikołaja, żeby zatrzymali się i usiedli na trochę, a jeśli to możli-
we, żeby przynieść mu wody, ponieważ jest bardzo spragniony. Mikołaj zaraz posłał po wodę i przynieśli
ją akurat z tejże świątyni: było tam źrdło, niedaleko od samego posągu Sokratesa. A kiedy Proklos zaczął
pić, Mikołaj zaraz zrozumiał, że to znak: áNie przypadkowo usiadłeś w świątyni Sokratesa i w niej po raz
pierwszy napiłeś się attyckiej wody!Ñ I wtedy wstał i pokłonił się przed swoim towarzyszem, a potem po-
szli dalej do miasta. Kiedy Proklos już wchodził na Akropol, u wejścia napotkał strża z kluczem, szyku-
jącego się do zamknięcia bramy; i ten strż powiedział mu tak (przekazuję jego słowa dokładnie): áGdyby
nie ty, zamknąłbym bramę!Ñ Czyż może być znak jaśniejszy od tego? Doprawdy, żeby go zrozumieć, nie
trzeba ani Poliidusa, ani Melampusa.
11.
Retorzy w Atenach byli gotowi bić się o niego, przypuszczając, że przyjechał do nich; ale Proklos i tu-
taj wzgardził zajęciami retorycznymi, a udał się do pierwszego wśrd filozofw, Syrianosa, syna Filokse-
nosa. Z Syrianosem był też wwczas Lachares, uczeń tego filozofa, doświadczony w rozważaniach filozo-
ficznych i tak sławny w sofistyce, jak Homer w poezji. Był on z Syrianosem; pora była pźna i w czasie,
jak ze sobą rozmawiali, zaszło słońce i po raz pierwszy po nowiu pokazał się skrawek księżyca. Pożegnali
się z Proklosem i czekali, aż młody gość się oddali, żeby nikt nie przeszkadzał im pokłonić się bstwu.
Ale Proklos, zanim zdążył odejść, sam zobaczył, że właśnie pojawił się księżyc w swoim niebiańskim
domu, toteż sam rozwiązał i zdjął sandały i tak, jak stał, na oczach gospodarzy, powitał boginię. Zdumio-
ny taką śmiałością chłopca, Lachares wyrzekł wtedy do filozofa Syrianosa boskie słowa Platona o wiel-
kich duszach: áBędzie z niego albo coś bardzo dobrego, albo wprost przeciwnie!Ñ Oto jakie znaki (a są to
tylko niektre z wielu) ukazane zostały przez bogw naszemu filozofowi zaraz po jego przybyciu do
Aten.
12.
Syrianos przyjął młodzieńca i zaprowadził do wielkiego Plutarcha, syna Nestoriusza. Zobaczywszy
młodzieńca, ktry nie miał nawet dwudziestu lat, usłyszawszy o jego wyborze i wielkiej miłości do filozo-
ficznego sposobu życia, Plutarch niezmiernie się z tego ucieszył i z ochotą zaproponował mu filozoficzne
rozmowy, choć z racji wieku nie było to dla niego łatwe: był już sędziwym starcem. U Plutarcha Proklos
przeczytał dzieło Arystotelesa
O duszy
i Platońskiego
Fedona
; i wielki starzec zachęcił go do zapisywania
swych wypowiedzi, odwołując się do młodzieńczej ambicji i obiecując mu, że kiedy zbierze się wystar-
czająco dużo notatek, to powstanie z tego cała książka pt. áKomentarze Proklosa do Platońskiego
Fedo-
na
Ñ. Cieszył się widząc, jak młodzieniec rwie się do wszystkiego, co piękne, mwił nie raz do niego ámo-
je dzieckoÑ i przyjmował go u siebie w domu. A kiedy zauważył, z jakim zdecydowaniem młodzieniec
powstrzymuje się przed przyjmowaniem zwierzęcego pokarmu, zaczął go przekonywać, żeby nie był tak
zasadniczy i zatroszczył się o to, by ciało mogło służyć pracy duszy; to samo powiedział o pożywieniu
młodzieńca także filozofowi Syrianosowi, ale ten dał starcowi taką odpowiedź: áPozwl mu, by nauczył
się, czego należy, i przy takiej diecie, a potem niech choćby umrze z głodu, jeśli chceÑ. Tak troszczyli się
o niego jego nauczyciele.
Dwa lata przeżył jeszcze starzec po przyjściu do niego Proklosa, a umierając polecił opiekować się mło-
dzieńcem swemu następcy Syrianosowi i wnukowi Archiadowi. A Syrianos, przyjąwszy go, nie tylko po-
magał mu wiele w naukach, ale i we wszystkich pozostałych sprawach był mu towarzyszem, dzieląc z nim
filozoficzny sposb życia: widział, że znalazł w młodzieńcu takiego słuchacza i następcę, jakiego od daw-
na szukał Î zdolnego do poznawania zarwno boskich tajemnic, jak i nieskończonych nauk ludzkich.
13.
Tak więc, nim minęły dwa lata, przeczytał gruntownie wszystkie pisma Arystotelesa na temat logiki,
etyki, polityki, fizyki, a przede wszystkim teologii. Utwierdziwszy się zaś w tym, niczym w małych,
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hadwao.keep.pl
  •  
     
    Odnośniki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates